Słońce wzeszło, a tym samym dla smoków nastał kolejny dzień pełny wytężone pracy i walki o przeżycie całego stada. Kara, młoda smoczyca o ciemno niebieskich łuskach rozpoczęła ten dzień tradycyjnie od wyjścia z legowiska i rozprostowania wszystkich kończyn łącznie z skrzydłami. Nie omieszkała zanurzyć się w toń wody by się przebudzić. Woda w końcu o tej porze roku nie należała do tej najcieplejszej tak jak to miało miejsce w lecie lub na pustyni, gdzie smoczyca w południe tego dnia się wybrała. Miejscem tym był pustynny wąwóz, z jednej strony otoczony pustynią, z drugiej zaś górami, a w rozpadlinie płynęła rzeka, w której Kara swobodnie sobie płynęła. Odziedziczyła w genach po rodzicach skrzela i płetwy co znacznie ułatwiało oddychanie pod wodą, oraz poruszanie się pod wodną taflą. A rzeka w tym odcinku nie należała do najmilszych i sielskich miejsc, gdzie każdy pisklak mógłby się pluskać bez obaw. Tu trzeba było się pilnować by nurt nie porwał smoczego cielska co mogło doprowadzić do zderzenia z dniem rzeki, a to było ostre i niebezpieczne. Smoczyca płynęła więc skupiona starając się spoglądać czy w rzece znajduje się coś ciekawego z jej punktu widzenia.