Wędrówka powoli stawała się dla Nagi coraz bardziej bolesna. Rana nadwyrężona marszem tylko mu doskwierała, a zmęczenie coraz bardziej dawało w kość. Wrzosowe Połacie może i były piękne o tej porze roku, ale dwa smoki nie przybyły tu, żeby podziwiać widoki. Podczas podróży samiec nieco się uspokoił i nie zachowywał się więcej agresywnie. Cynthię polubił, była nawet zabawna, aczkolwiek nie wchodziła mu też w paradę. Doceniał to. Był raczej typem samotnika, jak sam siebie nazywał i oczekiwał, że inne gady będą trzymały się na dystans. Nie lubił się zbytnio spoufalać. Nawiązanie znajomości z młodszą samicą było wyjątkiem, bo w sumie miał w tym interes. Na początku postrzegał to jako łatwą drogę do Uzdrowiciela, ale teraz już nie traktował Cyn jako młodego naiwniaka, a bardziej jako kumpelę. Może to przez zmęczenie, a może samica rozsiewała dookoła siebie jakąś aurę przyjaźni? Kto wie? Ich relacja w każdym razie się poprawiła, aczkolwiek błękitnooki jeszcze nie do końca jej ufał. Co w tym dziwnego? Znali się całe kilka godzin.
Skinął łbem, gdy Cynthia przedstawiła mu swój plan. O tak, wolał zostać. Łapa doskwierała mu bardziej z każdą sekundą coraz bardziej. Może nie było to coś poważnego, ale denerwowało go swoją upierdliwością. Nie miał ochoty przez cały dzień zmagać się z pulsującym bólem, który utrudniałby mu tylko życie. Lepiej już iść do uzdrowiciela, dostać ziółka i mieć z głowy.
Strażnik patrzył przez chwilę za karlicą i gdy ta znikła mu z oczu, położył się wśród fioletowych wrzosów, wdychając nozdrzami ich woń. Oby młoda kogoś znalazła, bo jeszcze po tej podróży była duża szansa, że doszło do zakażenia. A to byłoby bardzo słabe. Może nawet musieliby odciąć mu łapę?! To by dopiero było potworne!
Samiec uniósł łeb ponad rośliny i wypatrywał niedawnej towarzyszki. Wolał też być gotowy w razie potencjalnego ataku. Cholera wie, czy Wrzosowe Połacie były takie spokojne, na jakie wyglądały. Może czaili się tu zbóje, chcący za wszelką cenę go okraść, a potem zabić? Inna sprawa, że nie miał przy sobie niczego wartościowego, więc jeśli doszłoby do napadu, oprawcy musieliby zadowolić się tylko odebraniem mu życia.
Wracaj szybko, Cyn.
Gad mrużył ślepia, próbując dostrzec cokolwiek wśród wszechobecnych wrzosów. Samicy nadal nie było, a on z każdą chwilą czuł się coraz mniej bezpiecznie. Był bezbronny. Oczywiście miał jeszcze pozostałe trzy łapy i zionięcie, ale jaka to broń, gdy ledwo się stoi? Samiec miał tylko nadzieję, że Uzdrowicielka wszystko ładnie naprawi i będzie mógł się jak najszybciej stąd zmywać.