Naiwna. A co gdyby był jakimś buntownikiem, który tylko marzy o zjedzeniu takiej nieostrożnej samiczki na obiad? Już byłoby po niej. Już po samej reakcji na nieznajomego samca, Naga mógł stwierdzić, że Stadna była bardzo młoda. Brakowało jej doświadczenia i wiedzy. Przecież nie każdy napotkany samotnik musie mieć dobre zamiary. Błękitnooki obserwował, jak samica wstaje i odchodzi parę kroków w tył, jednak nie widział w tym strachu, najwyraźniej szanowała jego przestrzeń osobistą, czym zdobyła sobie jego przychylność. Nie zmieniało to jednak faktu, że miał do niej przede wszystkim interes.
- Dobra, słuchaj. Będę się streszczał - zaczął, chcąc się jak najszybciej stąd zmywać. Miał jeszcze nikłą nadzieję na pomoc za strony nowo poznanej, aczkolwiek uświadomił sobie, że jeśli samiczka była rzeczywiście taka młoda, to zapewne niewiele wiedziała o udzielaniu pierwszej pomocy. Choć… Zawsze była szansa, że coś tam wiedziała. Samiec wyciągnął przed siebie przednią łapę, by mogła ją zobaczyć. - Jesteś Stadną, prawda? Umiesz jakoś to naprawić?
Sama rana nie wyglądała już tak poważnie jak na początku, ale nadal nieco krwawiła. Cała upaprana w czerwonej cieczy łapa Nagi też nie sprawiała takiego wspaniałego wrażenia.
No dalej, przecież musiałaś chociaż coś słyszeć. Jaki stadny nie zna się na łataniu nieodpowiedzialnych Strażników?!
- Naga - mruknął jeszcze, podążając wzrokiem za samicą. Też uważał Przełęcz Dúnedaina za na prawdę piękne miejsce, ale mieli teraz ważniejsze sprawy na głowie. Spojrzał na towarzyszkę w tym samym momencie co ona. Był bliski stracenia nad sobą kontroli, choć właściwie nieznajoma nic nie zrobiła. Był po prostu zmęczony tą całą walką i raną. Wyczerpany Naga, zły Naga. Taka była kolej rzeczy. Stracił też trochę krwi i nie czuł się najlepiej, więc lepiej dla samiczki, aby szybko odprawiła swoje czary mary, albo powiedziała mu chociaż, czy zna jakiegoś smoka, który mógłby mu pomóc. Samiec nie lubił odchodzić z niczym, zwłaszcza, że już zdobył się na tę prośbę o pomoc. Zwykle raczej wolał robić wszystko sam, jednak łapy raczej sam sobie nie uleczy, choć bardzo by chciał. Nie był Stadnym, tylko Strażnikiem. Prośba o pomoc, skierowana do przypadkowej samicy była… hmm… nie tyle pokazaniem słabości, co po prostu aktem desperacji. A błękitnooki bardzo nie chciał wyjść na słabeusza, czy desperata. Miał nadzieję, że nie będzie żałował odezwania się do Stadnej, jakakolwiek miałaby nie być jej pomoc. Byleby cokolwiek wniosła.