Magia to dziwna moc, o której pochodzeniu mówi wiele legend i mitów. Większość z nich mówi o bogach, którzy złożyli ten dar w ręce smoków. Ten mit nie należy jednak do tej grupy. Wielu wierzy w istnienie wymiarów, które włącznie z naszym tworzą świat - Stworzenie. Wśród wielu z nich, pełnych przeróżnych ras i gatunków znalazła się jedna z tych krain zwana przez wszystkich Ziemią Kowali. Na tychże terenach niezwykle żyznych żył lud pracowity i pełen zapału. Nazwać ich można rzemieślnikami. Całe swoje dnie spędzali na kreowaniu stworzenia. W swych potężnych kuźniach, w których płynęła Krew Gór i Łzy Skał wykuwano żyjące stworzenia. Część z nich przypominała ożywione skały lub rośliny, ale znajdowały się wśród nich zupełnie nowe, nikomu nieznane istoty. Tam właśnie przyszła na świat większość istot, które znamy z legend i powieści. Wszystkie młode rasy również znalazły tam swój początek. Lud tych ziem tworzył nieustannie całe dnie. Ognisko w kuźniach nigdy nie gasło, a łzy lały się strumieniami, aby schłodzić nowo narodzone gatunki. Z każdym uderzeniem młota w materię odpadał jednak fragment młota zwany Strzępkiem. Młot tego ludu był ogromny i co jakiś czas wymieniano nowy, gdyż nieustannie kruszył się on pod wpływem potężnych łap kowali. Owe Strzępki przesycone były energią samego Twórcy, który to ukształtował ten świat. Z racji na zaklętą w nich moc nie utrzymywały się na Ziemi Kowali zbyt długo. Migrowały one, przez co fragmenty te dotarły do każdego wymiaru w całym stworzeniu. Obecność tak potężnych artefaktów nie mogła pozostać niezauważona. Moc nieustannie sączyła się do wymiarów, w tym i do tych ziem. Przez eony całe energia nasycała ciała zamieszkałych je istot, aż i te posiadły moc manipulowania materią i rzeczywistością. Nijak się to ma do mocy młotów z Ziem Kowali, gdyż jest to zaledwie setna cząstka całego ich narzędzia. Moc ta jednak umożliwiła używanie wszystkim znanej magii.
Cztery czarne pantery zaprzęgnięte w złote łańcuchy ruszyły w cztery strony świata ciągnąć za sobą energię stworzenia, która niczym skóra rozciągnięta na czarnym niebie zmieniła się w glebę. Na tej glebie poczęły wyrastać rośliny, a każda niedoskonałość materiału przemieniała się w góry bądź koryta dla później płynących rzek i strumieni. To tutaj pierwsze stworzenie rozpoczęło swoje zabawy lepiąc z gliny pierwsze istoty zamieszkujące tą krainę. Szmer płynącej wody wybudził smoki ze snu kilkaset księżyców później. Przebudzone dźwiękami natury upodobały sobie piękne tereny, a zachwyt nad urokiem okolic zawsze zwyciężał z czarnymi myślami.
Pierwsze smoki wychodząc z wody nie były to jeszcze wielkimi, majestatycznymi gadami. Wyglądały niczym niewielkie, niegroźne jaszczurki, które do dzisiaj spotyka się uciekające przed większą zwierzyną. Smoki trafiły na bardzo groźny ląd, zamieszkany już przez potworne istoty, które wcześniej na niego wypełzły. Nie straciły jednak swojego zapału do życia i zaczęły powoli rozpełzać się po całej krainie. Niektóre z nich pozostały przy wodzie i tak powstały błękitne smoki, potrafiące dobrze pływać. Inne zamieszkały w lasach i stały się zielone, niewidzialne dla innych stworzeń. Jeszcze inne upodobały sobie góry plujące ogniem, pożyczając od nich swój czerwony kolor i ognisty temperament. W podobny sposób wytłumaczone są wszystkie możliwe rodzaje gadów, które dziś skupiają się w Gnieździe. Przez lata życia na okrutnym lądzie gady stały się też wielkie i potężne, jednak i one bladły w porównaniu do istot, które wpędziły je za barierę.
Od ponad kilku tysięcy lat zgłębia się tajniki magii i stoją na cienkiej granicy między niemalejącym, pragnieniom wiedzy, a świadomością, iż nawet życie wieczne nie wystarczyłoby na odkrycie arkanów tej mocy. Temat ten jest trudny do zbadania i nawet ja nie potrafię wytłumaczyć w logiczny dla was sposób historii powstania magii. Cała magia tego świata pochodzi z magicznej esencji. Esencji, która ulotniła się wraz z pierwszym krzykiem Skrzydlatej Bestii, przybierając postać niematerialną, której nie da się ani pochwycić ani wyjaśnić, a nawet udowodnić jej istnienia. Energia ta przepełnia wszystko. Nigdy nie ustaje. A każda istota używa esencji, czy to świadomie czy też nie, a także w ten jak i inny sposób. W pewnych rejonach mówi się, że esencja przepływa na bieżąco jako ślad po krążącej Bestii, a w tych obszarach o wiele szybciej można zauważyć jej oddziaływanie. Świat podzielił je na konkretne magie, takie jak: magia ognia, magia lodu, magia wody, magia ziemi, a teraz nawet magia oręża, a każde z nich traktuje się jako oddzielną dziedzinę. Wiemy jednak, że jest to niczym więcej jak marną próbą sklasyfikowania czegoś, co nie można przypisać do konkretnej kategorii. A same one są krzywdzące, ponieważ utrudniają poznanie i zgłębienie wiedzy na temat magii. ~ teoria Obieżyświata, Mędrca.
Dawno, dawno temu, gdy magia jeszcze przesiąkała każdą żywą istotę i potrafiła reagować na świat, żyły dwa smoki. Złoty, wielki, znany ze swojego okrucieństwa i brutalności Guandaes i srebrna, delikatna, sławiona za dobroć serca smoczyca Yuelia. W tamtych czasach nie było nic, co mogłoby ściągnąć słońce w dół, dni więc trwały całymi latami. Tak się stało, że pewnego gorącego dnia te dwa smoki spotkały się. Guandaes przemierzał las, gdy nagle do jego oczu doszedł srebrny błysk. Zaintrygowany, poszedł sprawdzić, co mieni się takim blaskiem. Znalazł Yuelię, drzemiącą na polanie w pełnym słońcu. Nawet las był cicho, nie chcąc obudzić samicy. Złoty samiec od razu się zakochał i zechciał mieć z nią dzieci. W jednej chwili doskoczył do samicy i zbezcześcił ją. Yuelia, zbudzona nagłym hałasem, zapłakała głośno. Samiec przeraził się i zanim zdążył pomyśleć, poderżnął jej gardło. Tego już świat znieść nie mógł. Magia podniosła się z ziemi i z ogłuszającym rykiem podniosła dwa smoki do nieba. Zdewastowana śmiercią srebrnej, próbowała ją jakkolwiek ożywić, z marnym skutkiem. Jedyną możliwością było wywyższenie jej do rangi światła, na niebo. Samica została przekształcona w księżyc, za wszystkie jej dobre uczynki, które wypełniła i które mogła wypełnić, gdyby jej życie nie zostało brutalnie zakończone. Guandaes za to został przykuty do słońca i skazany na wieczną karę. Złoty smok jednak nie odpuszczał. Chcąc sobie ulżyć, użył całej swojej siły i zaczął ciągnąć słońce w dół, myśląc, że jeśli schowa się za horyzontem, ból zmaleje. Nie. Gdy tylko schował się, na niebo wyszła Yuelia ze swoimi gwiazdami, w pełnej chwale. Widząc to, złoty chciał ją doścignąć i zmusić do zapłaty za jego cierpienia. Smoczyca jednak, zanim zdążył znowu wczołgać się na niebo, schowała się za linią świata. I tak to, dzień w dzień, Guandaes męczy się na niebie, a zgrabna Yuelia unika jego ataków, skryta do ostatniej sekundy.