Smoczyca zdawała się być sympatyczna, nawet rozmawiała z podrostkiem, więc nie miał powodu by nadal być niezadowolonym z jej początkowej ignorancji... Oj tak, widać, że jest roztrzepana.
Ile mogła mieć lat? Zasugerowała, że trochę się tego nazbierało. Vanadul nie był w stanie wyobrazić sobie przyszłości za jakieś 10, 20 lat... Mogło wydarzyć się wszystko, zwłaszcza przy wyprawach poza barierę. Jeśli nadal będę żył, to będzie sukces...
- Przekonam się o tym na własnej skórze...- odpowiedział, przyglądając się samicy. Była taka natchniona, zafascynowana... Być może warto byłoby zostawić ją tu samą, w spokoju.
Miał taki zamiar, podziękować, pożegnać, odlecieć... Być może już więcej nie spotkać, ale słowa zabrzmiały w jego głowie niczym mosiężny, potężny dzwon.
L i e a.
Oczy rozszerzyły się tak bardzo, jakby miały wypaść z oczodołów. Znieruchomiał, zastygł w bezdechu. Poczuł, jak gdzieś w nim zbiera się coraz więcej emocji. Poczuł jak wulkan, który miał wybuchnąć, jak rozsadza go coś od środka...
-Ty...- wydusił, po czym cofnął się kilka kroków. - Porzuciłaś mnie... Jak śmiecia!- podniósł momentalnie ton, a z drżącego głosu zaczął przerastać on w krzyk. - Jak mogłaś?! Jak możesz to robić?!- rozpostarł skrzydła, wzbił się w powietrze. - Jestem pewny, że się nie mylę... Bezmyślnie oddajesz się samcom, by potem skazać potomków na łaskę losu i innych samic!- Wisiał kilka metrów nad ziemią, trzepocząc skrzydłami, które wznosiły w górę pył. W płucach zaczęło zbierać się gorąco, zaczął kasłać, dławić się... Ale nie mógł nad sobą zapanować.
Splunął energią, nie w samicę, nie chciał trafić w swoją matkę. Obok niej, trafiając w dolną część tego niezwykłego organu. Patrzył, całkowicie zdezorientowany.