Mianthir mógł poszczycić się tym, że potrafił niezmiernie szybko latać, był to definitywnie jego ulubiony sposób poruszania się, wszak wiwerny w końcu nie szczyciły się tym, że szybko biegały, bądź dobrze pływały, brak jednej pary nóg utrudniał to zadanie, jednak dzięki temu lotnikami byli niezawodnymi, Chaber mimo swego młodego wieku i mniejszego doświadczenia, nie odstawała od szamana za bardzo. Wkrótce po kolejnym wyminięciu kolejnej skalnej półki, wylądował nisko na ziemi, aby zaraz przekroczyć wejście do groty, z powietrza niewidoczne, a na ziemi wyglądało po prostu na małe, jednak to tylko pozory, ponieważ szaman bez problemu wszedł do tamtego miejsca, więc samica tym bardziej nie miała się o co bać. Mogła natomiast ujrzeć tutaj niesamowitą kolekcję ziół, które złoty gad wydawał się hodować, bądź po prostu zbierać do kolejnych to badań. Mogła ujrzeć tutaj nawet niezbyt wielką, ale jednak obecną, kolekcję Źródeł Życia, które znane były z leczniczych właściwości dla smoków. Tym razem jednak Mianthir ominął je, sięgając po coś, co wyglądało jak jakiś glon, który wydzielał jakąś dziwną obślizgłą substancję, którą nasmarował sobie ranę i zaraz okrył kolejnym liściem. Złotołuski uśmiechnął się, chyba czując jakąś ulgę. W łapę chwycił kilka wcześniej zauważonych Źródeł Życia i podał dwa Chaber, pewnie wolał się ubezpieczyć na ich wyjście, nie chcąc by młodszej się coś stało.