Zadanie, które dotychczas wykonywał, było nieco nużące. Kogo nie nudziłby monotonny patrol w miejscu, dość nieprzyjemnym, do którego żaden ze smoków o zdrowych zmysłach nie zapuszcza się ot tak, by podziwiać widoki? Jednak nawet mimo tego, musiał mieć się na baczności - nie był bowiem pewien, czy nagle nie dostrzeże jednego z podlejszych gatunków stworów, mieszkających za barierą. Nie bał się; nic z tych rzeczy. Acz był świadom, iż nawet taki patrol mógłby zakończyć się szybką, albo i nie, śmiercią. Właśnie wtedy przez łeb przemknęła mu myśl o niej oraz o tym, co tak naprawdę miał do stracenia. Wprawdzie, nie było tego wiele. Dosłownie, nic. Prawdopodobnie jedynym smokiem, który odczułby to w jakikolwiek sposób, okazałaby się jego matka. Wtem zauważył coś, czego wcześniej nie było. Coś nowego. Coś, co nie powinno się tam znaleźć. Szybko wyrwało go to z krótkotrwałego zamyślenia. Zawisnął na pewien moment w powietrzu i nieco zniżył się, by uważniej przyjrzeć się temu, co właśnie odnalazł.
Szczątki. Wyglądające na świeże. Powinny znajdować się w Spiżarni. Prawda? Doskonale pamiętał o sytuacji, która miała ostatnio miejsce. Zdawał sobie sprawę z tego, że wśród smoków znajduje się złodziej; pomijając sposób, w jaki doszło do kradzieży, należało go namierzyć.
Caratacos nie założył wstępnie, iż gdzieś w pobliżu czai się inny smok. Jednak wiedział, że coś na pewno tutaj było. I prawdopodobnie nadal gdzieś się kręci. Mięso ze Spiżarni zostało ukradzione niedawno, a to, iż właśnie znalazł tutaj świeże szczątki, nie powinno być zbiegiem okoliczności. Mimo wszystko, musiał wziąć wszystkie z rozwiązań pod uwagę. Zmrużył lekko szafirowe ślepia. Potencjalny złodziej nie był raczej tak nierozważny, by zostawiać swoją zdobycz w miejscu, które dość często jest patrolowane przez strażników? Chociaż, być może myślał, że świeże zwłoki pośród innych w pewien sposób umkną spojrzeniu jakiegokolwiek strażnika, który akurat patrolowałby te tereny. W zasadzie, mógł się tego spodziewać, skoro sama kradzież mięsa okazała się stosunkowo prosta. Acz pozostawała kwestia tego, że to nadal dość nieciekawe miejsce do posilenia się - ale cóż lepiej zamaskuje smoczy zapach, jak nie jego odór? Tak, czy inaczej - Caratacos zakładał, że potencjalny złodziej, bądź też stworzenie, które sprowadziło tutaj szczątki, znajduje się stosunkowo niedaleko. Jeszcze parę minut temu bowiem nie było tutaj tej, cóż, niespodzianki.
Sam czarnołuski nie miał nazbyt dobrego węchu, ale nawet to, co czaiło się w pobliskiej okolicy prawdopodobnie mogło go nie wyczuć - odór tego miejsca był nie do zniesienia. Jeśli tylko szybowałby niedaleko, mógł spłoszyć nieznaną istotę. Właściwie, być może właśnie to zrobił; nie miał jednak pewności. Postanowił wylądować gdzieś w okolicach, zachowując pewien dystans od znaleziska, gdyby jednak właściciel zadecydował się powrócić. Nasłuchiwał, uważnie obserwował. Nie było możliwości, by nie usłyszał zbliżającego się zagrożenia; mógł go jednak w porę nie dostrzec. Miał również niejaką nadzieję, że być może bagno zamaskowało jego zapach, a to, co zostawiło tu szczątki, nie posiada niebywale wybitnego zmysłu węchu.