Jedyna relacja, która łączyła ją ze Skitavem, sprowadzała się do stosunków zawodowych, regulowanych normami mięso na rzeź niskiego szczebla, a wysoko postawiony w hierarchii dowódca. Chaber pazurem nie kiwnęła w kierunku prób poprawienia tego stanu rzeczy, czy też przeniesienia czegokolwiek na rodzinny grunt. Nie zdziwiłoby jej, gdyby ojciec nie zaprzątał sobie głowy jej imieniem, a brak uwagi poświęcanej spłodzonym pisklętom, przynajmniej z perspektywy wywerny, miał swoje plusy. Zawdzięczała mu... mocne łuski, to na pewno. Zwykle starała się chociaż pobieżnie kojarzyć jego pozostałe potomstwo, nawet jeśli nie ze wszystkimi z tej licznej grupy zdarzyło jej się w przeszłości zamienić kilka słów. Rannego smoka, na którym skupiła się obecnie kąśliwość Protektora, przyporządkowała właśnie do tej grupy.
Czyli brat, co?
Charakter wywerny był, jaki był. Wiele pozostawiał do życzenia.
Do miana dobrej duszy nie miała co aspirować, to raczej nie porywy współczującego serca skłoniły ją do wybrania sobie akurat tej chwili, żeby zabrać głos. A że z dużym prawdopodobieństwem pakowała się właśnie w bezpośrednie ryzyko nacięcia się na wyraźną irytację dowódcy, cóż. Świadomie. Powiedzieć więc można, że na własne życzenie.
- Protektorze - odezwała się, dobierając głośność wypowiedzi tak, by ją usłyszano, przy jednoczesnym zachowaniu stosownej dozy wymaganego sytuacją szacunku - proszę o wydanie zgody na przesłuchanie stadnych, którzy mogli, ze względu na miejsce zamieszkania, znaleźć się w okolicy Drzewa Życia w czasie zbliżonym do zdarzenia.
Nic więcej nie miała w tej chwili do powiedzenia. Utkwiła spojrzenie w postaci Skitava, oczekując na werdykt. Wszystko zależało od niego, miał prawo odmówić, tak samo jak przydzielić to zadanie dowolnym innym gadom, o ile już wcześniej tego nie zrobił. Z perspektywy podrostka poszukanie świadków wydawało się sensowne. Nie musieli nawet wiedzieć, że widzieli coś istotnego dla sprawy, jeżeli w ogóle widzieli cokolwiek. Samica dobrała słowa tak, by nie podważyć autorytetu Protektora - prosiła o zgodę, uznając i zauważalnie podkreślając decydujące znaczenie jego zdania - i nawet, jeśli było to drobne wyrwanie się przed szereg, uznała za stosowne zaryzykować. Zajęcie wydawało się polem akurat dla straży granicznej, delegowanie do niego wyżej postawionych przedstawicieli ugrupowania byłoby marnotrawstwem. Jeżeli dowódca się niecierpliwił, być może wybaczy przedwczesne poruszenie tematu. A jeśli nie wybaczy, z tym Chaber również mogła żyć. Z przekonaniem, że pisane ci jest wykrwawić się w obronie Gniazda, więc i tak nie pożyjesz zbyt długo, rzeczy dzieliły się na ważne i ważniejsze.