Okej, nie można 'nigdzie nie być' - a ja mam ostatnio całkiem gorący okres w życiu. Tak więc Taharaki obrał sobie to miejsce, aby spocząć i pozbierać myśli. Znowu nawalił. Znowu wyszedł na totalnego idiotę, tchórza i śmiecia. Chociaż rany gdzieś tam już powoli wylizał, przynajmniej w części, to dusza nadal trwała zranioną. Leciał z trudem, dlatego było mu wszystko jedno, gdzie wyląduje - a że tutaj znajdowała się woda, uznał, że może być. Inna rzecz, iż krajobraz ogólnie oddawał jego obecne samopoczucie. Umoczył więc pyska - jakkolwiek miałoby to nie zabrzmieć - rzucając się na wodę jakby nie widział jej od wieków. Był cholernie spragniony i marzył jedynie o tym, aby chociaż w części pragnienie ugasić.
EDIT:
oczywiście jak ktoś chce do niego dołączyć - zapraszam. Tylko lojalnie ostrzegam, że momentami mogę zamulać z odpisami 3