Wytrzymałość 2/6
Zwierzę upadło, barwiąc juchą piasek. Przez chwilę wierzgało się, jakoby w nadziei na przeżycie. Samotne. Oszukane przez własną magię.
Przyjęło do świadomości swój los, starając się uspokoić i przezwyciężyć ból. Odetchnąć po raz ostatni. Już się nie rzucało, czekając na końcowy cios.
Koń oddychał głęboko, powoli, lustrując żółtymi oczami swego oprawcę. Był gotowy na śmierć.
Xevertis delikatnie położył prawą górną dłoń na końskiej szyi. Powolnym ruchem kierował ją w stronę ud zwierzęcia, jakoby uspokajał podczas agonii. Liczył wystające żebra i widoczne kręgi. Przyglądał się ruchom klatki piersiowej.
Smok rzucił na bok skórzaną torbę - towarzyszkę. Nie chciał, aby przybrała bordową od posoki barwę.
Gwałtownym ruchem prawicy, złączonymi pajęczymi palcami, oddzielił ciężki łeb od tułowia. Początkowo wypłynęła mała strużka krwi, bardzo jasna, jaśniejsza od dotychczasowej wyciekającej z ran. Wydzielała przyjemny lawendowy zapach. Szybko przybrała na sile, przyjmując formę czerwonego wytrysku, brudząc wszystko z wyjątkiem czarnoskórego i jego sakwy. Koński trup zdawał się wiotczeć, jakby cała dotychczasowa magia i sztywność ciała wypływała wraz z krwią, w celu zakończenia żywota, jako szybko parujące, bordowe błoto.
Xevertis, począł wydłubywać spośród piaszczystych objęć, fragmenty magicznej, końskiej pozostałości, niefortunnie roztrzaskanej przy upadku. Jednocześnie, bez zbędnych ceregieli, odrywał końskie włosie, wiążąc je w snopki dla lepszego zagospodarowania miejsca w torbie. Wyłamywał wychudzone nogi, zdrapując z nich możliwe mięso dla swych braci. Wydawały satysfakcjonujący dźwięk zdrowych stawów, chrupiący przy każdym szarpnięciu. Smok korzystając ze swej wielozadaniowości, owalnym, szybkim i pełnym profesjonalizmu ruchem, rozciął koński brzuch wzdłuż grzbietu. Oderwał płat skóry okrywający wnętrzności.
Tak pozyskiwał surowce do arcydzieł. Jedynych pamiątek, które pozostaną po jego śmierci.
Rozpoczął badanie truchła w celu stwierdzenia choroby.