Taharaki widział, jak jego siostra nie wychodzi najlepiej na spotkaniu z ojcem... Każdy kolejny cios, wymierzony w jej osobę, jednocześnie denerwował smoka i wzmagał jego gniew, jak i sprawiał, iż ten odczuwał większą presję. Musiał coś zrobić. Musiał zareagować. Tuż przed zatopieniem przez Morgotha zębisk w ciele Tiamatrax gad zacisnąl mocno powieki, zupełnie, jakby dzięki temu niebezpieczeństwo miało stać się choć odrobinę mniej realne. Wiedział oczywiście, że to niemożliwe i w ten sposób prędzej komuś zagrozi, niż w czymkolwiek dopomoże. Musiał wziąć się w garść. Musiał się otrząsnąć. Musiał działać!
- To nie jest czas na głupie lęki... - powtarzał pod nosem niczym mantrę, licząc, że dzięki temu nabierze chociażby tej garstki odwagi, aby przezwyciężyć idiotyczną fobię. Nie chodziło o niego. Chodziło o Gniazdo, a przede wszystkim o siostrę, która - chociaż nim zapewne gardziła - wciąż pozostawała mu istotą bliską.
Rozchylił powieki, obdarzając ojca nienawistnym spojrzeniem. Nie chodziło nawet o obelgi, które skierował w jego stronę, do tych w końcu przywykał z każdym kolejnym określeniem tego typu.
- Odpieprz się od niej, Morgoth - warknął, sam zaskoczony siłą, która czaiła się w tonie jego głosu. Kątem oka dojrzał ranę na ciele siostry. Słyszał pogłoski o rzekomej jadowitości ojca. Chociaż nie miał pewności, czy były one prawdą - wolał założyć mało optymistyczną wersję i jej przeciwdziałać. Nie miał czasu na wahanie. Widok rannej smoczycy dodał mu sił, chociaż na tyle niestabilnych, że w każdej chwili sytuacja może na powrót obrócić się na niekorzyść rodzeństwa.
Tak czy owak, Taharaki zionął w kierunku karku/łba ojca, a następnie najzwyczajniej zapikował w dół, starając się sięgnąć jego ciała kłami, kierując się przy okazji tak, by znaleźć się jak najdalej pyska samca (czyli kierował się gdzieś w rejon nasady ogona, tyłka chlip); na wszelki wypadek, jakby tamten faktycznie zamierzał atakować jadowymi kłami czy plunąć jadem w jego kierunku. Skupiał się tylko na tym, by odciągnąć uwagę Morgotha od samicy. No i na tym, oczywiście, by jakoś dać mu odczuć, że nie jest aż takim niedojdą, za jakiego go uważają - chociaż to drugie było czysto podświadome...