Zamrugała gwałtownie, gdy Morgoth kłapnął pyskiem tuż przed jej nosem i znowu warknął. Chyba zaczynał się złościć. Czyli nie wypaliło.
- No dobra, masz mnie - przyznała i machnęła lekko ogonem; wiedziała, że ojciec bywa niebezpieczny w gniewie, nie należała jednak do tych smoków, które łatwo rezygnują.
Wskazała ruchem łba na Ciemne Wejście.
- Chcę tam wejść, sprawdzić, co jest w środku i zabija smoki, które pchają się do środka, a potem wyjść - wyjaśniła krótko. - Może więc udasz, że mnie nie zauważyłeś, ja tam wejdę i jeśli nie wrócę, powiesz wszystkim, że... oj, na pewno coś wymyślisz, dobry w tym jesteś. W końcu nie ma chyba dla ciebie większego znaczenia, czy jakiś potwór przerobi mnie na miazgę, prawda? Przynajmniej nie będę ci dłużej przeszkadzać. Proszę? - spojrzała na Morgotha żółtymi ślepiami; nie próbowała go błagać czy robić słodkich oczu, wiedziała, że takie rzeczy na nią nie działają. Miała jednak nadzieję, że perspektywa pozbycia się kłopotliwej córki przekona go, by ją przepuścił.